LUCJAN BRYCHCZY i KAZIMIERZ DEYNA
Sciencie fiction? Niekoniecznie.
Lucjan Brychczy i Kazimierz Deyna, ikony warszawskiego klubu w szczytowych momentach kariery mieli oferty z madryckiego klubu. Mistrz Kici wpadł w oko trenerskiej legendzie - Helenio Herrerze. Było to w czerwcu 1959 roku, gdy reprezentacja Polski spotkała się z reprezentacją Hiszpanii w 1/8 finału pierwszej edycji Mistrzostw Europy, zwanego wtedy Pucharem Narodów Europy. Drużyna Hiszpanii oparta była na pięciokrotnych już zdobywcach klubowego Pucharu Europy, gwiazdach Realu: Di Stéfano i Gento oraz na asie Barcelony Luisie Suárezie. Mimo przegranej naszej kadry 2:4, świetne wrażenie na rywalach zrobił właśnie Pan Lucjan. Jak sam wspomina w swojej biografii Kici autorstwa Grzegorza Kalinowskiego i Wiktora Bołby: Uważam, że to, co się stało 28 czerwca 1959 r. w Chorzowie, było najpiękniejszym meczem, jaki rozegrano na tym obiekcie.(...) Wczułem się w to, jak grali Hiszpanie, a w 62. minucie strzeliłem im gola piętą, jak Brazylijczyk.(...) Podobno po meczu Di Stefano i Gento chcieli mnie wziąć do Realu, a "mag futbolu", trener Herrera, powiedział, że pasowałbym mu do Di Stéfana, Genta i Suáreza. Mówiło się jeszcze długo o tym, że Real próbował nawiązać kontakt z naszymi oficjelami, ale jak wiadomo, w tamtych czasach można było zmienić klub tylko w jeden sposób: uciekając z kraju. Chorzowski mecz nie był pierwszą konfrontacją Pana Lucjana z hiszpańskim futbolem. We wrześniu 1957 roku otwarty został Stadion Camp Nou. Wtedy to drużyna FC Barcelona rozegrała mecz otwarcia z dużyną Legii - jak głosiły afisze. Tak naprawdę, pod szyldem Reprezentacji Warszawy zagrała reprezentacja Polski, a w niej m.in. Lucjan Brychczy. Pana Lucjana doskonale znał z boiska inny as Realu - Ferenc Puskás. Grali przeciwko sobie w połowie lat 50., gdy Legia jeździła na Węgry i grała sparingi z Honvedem Budapeszt. Tam wtedy grał Puskás zanim uciekł na Zachód z komunistycznych Węgier.
Gdy Brychczy postrzegany był przez "Królewskich" jako napastnik, który pozwoli podtrzymać hegemonię klubu w Europie, to w Kazimierzu Deynie włodarze Realu widzieli reżysera gry, który po dekadzie posuchy, wprowadzi klub z powrotem na piłkarskie salony. Deyna pierwszy raz zaprezentował się piłkarskiemu światu w rozgrywkach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych sezonu 1969/70. Po wyeliminowaniu przez Legię czołowej wtedy drużyny kontynentu - Saint-Etienne, francuscy eksperci nadali mu przydomek "Generał". Rok później, w tych samych rozgrywkach o nieprzeciętnym talencie piłkarza mogli przekonać się sami Hiszpanie. Legia walczyła o półfinał z Atletico Madryt. Niestety w dwumeczu była gorsza o jedną bramkę. Później były pamiętne, złote Igrzyska Olimpijskie '72, gdzie w Deyna został królem strzelców, a w eliminacjach do tychże Igrzysk nasza kadra mierzyła się m.in. z amatorską reprezentacją Hiszpanii. No i oczywiście Mundial '74, po którym Deyna wybrany został trzecim piłkarzem Europy wg francuskiego France Football. Na Zachodzie już wiedziano, jaka jest w Polsce procedura, więc co sprytniejsi chcący coś zaproponować Kazikowi zgłaszali się nie na Łazienkowską, a wprost do Deynów. Trafił tam między innymi list prezesa Interu Mediolan - Ivanoe Fraizzolego, adresowany na Casimiro Deyna, Varsovia, Swistokczyeka, czyli Świętokrzyska. Prezes powołuje się na wcześniejsze pismo, dając delikatnie do zrozumienia, że nie otrzymał na nie odpowiedzi. Jak miał otrzymać, skoro wysłał je do klubu. Data na piśmie - październik 1975. Nigdzie wtedy nie ukazała się informacja, że Inter jest zainteresowany polskim piłkarzem.(...) Podobnie z Realem. Jego przedstawiciele mniej więcej w tym samym czasie przybyli do Warszawy, złożyli ofertę gry w Madrycie i, niejako na zachętę, zostawili koszulkę, w której miałby występować u boku Vincentego del Bosque, Paula Breitnera i Guentera Netzera. Białą, klasyczną, bawełnianą, bez żadnych reklam. Ale i oni nie doczekali się odpowiedzi - pisał w książce Deyna Stefan Szczepłek. O propozycjach transferowych Deyna opowiadał w wywiadzie udzielonym Piłce Nożnej, z okazji swoich 30. urodzin: Miałem propozycje gry w Saint-Etienne, Milanie, Interze, Bayernie, Realu Madryt, AZ 67 Alkmaar, Neuchatel Xamax... Na przejście do Monako namawiał mnie osobiście książę Rainier. Najdłużej rozważałem propozycję Realu, bo to było moje dziecięce marzenie, ale gdzie tam - dodał, kiedy zamknąłem notes - nie chcą mnie przecież puścić. Pewnie wyjadę, jak już nie będę mógł biegać. A kto mnie będzie wtedy chciał? - kolejny cytat z książki redaktora Szczepłka.
Sciencie fiction? Niekoniecznie.
Gdyby nie fakt, że obaj grali w klubie komunistycznego kraju..., gdyby nie fakt, że obaj byli oficerami Ludowego Wojska Polskiego i transfer do kraju z "imperialistycznego" Zachodu był niemożliwy..., gdyby nie fakt, że obaj podlegali ówczesnym przepisom, mówiącym, że zgodę na zagraniczny wyjazd mogą otrzymać piłkarze po ukończeniu 30. lat, to czy tak mogłaby wyglądać jedenastka wszech czasów madryckiego klubu?...
Na zdjęciu w górnym rzędzie, od lewej: José Antonio Camacho, Fernando Hierro, Francisco Gento, Iker Casillas, Fernando Redondo, Raúl González.
W dolnym rzędzie: Alfredo Di Stéfano, Lucjan Brychczy, Kazimierz Deyna, Zinedine Zidane oraz Ferenc Puskás.
W dolnym rzędzie: Alfredo Di Stéfano, Lucjan Brychczy, Kazimierz Deyna, Zinedine Zidane oraz Ferenc Puskás.
na podstawie artykułu "Królowie Warszawy, którzy mogli zagrać w Madrycie" - Gazeta Wyborcza, dn. 17 października 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz