ROMAN HLYWA
Błyskotliwy, szybki i świetnie wyszkolony technicznie prawoskrzydłowy. Przez pięć sezonów rozegrał łącznie 26 spotkań i zdobył 7 bramek. Pierwszą, w swoim debiucie przeciwko Marymontowi Warszawa, w 1/16 finalu Pucharu Polski. Jednak dopiero w następnym sezonie zaczął częściej pojawiać w pierwszym składzie. „Miałem kolegę w drużynie Legii. Nazywał się Roman Hływa, pochodził z Nowego Sącza. Na treningu wyprawiał z piłką prawdziwe cuda, żonglował jak w cyrku. Podczas mistrzowskich spotkań nie potrafił jednak tych nieprawdopodobnych umiejętności wykorzystać. Gubił się, chyba zjadała go trema” – pisał na łamach swojej książki „Alchemia futbolu” kolega z drużyny Jacek Gmoch. Ciekawa historia wiąże się z jego nazwiskiem. Dziadek mój nazywał się Hływa, ojciec też Hływa, wygląda więc na to, że i ja nie inaczej - śmieje się Romek. - Hliwą byłem na życzenie władz stalinowskich, przez lat kilkanaście. Hływa brzmiało trochę z ukraińska, co nie było w okresie czystek etnicznych i osławionej akcji 'Wisła', specjalnie mile widziane. Wpisano mi więc do dowodu spolszczoną wersję godności i tak przez jakiś czas funkcjonowałem jako Hliwa. Bez występów w reprezentacji Polski.
Link do materiału wideo:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz